poniedziałek, 6 maja 2013

Przekrecilismy licznik

Magdzie nie udało się załączyć ponizszego zdjęcia więc ja to robię. Jak widać, już wcale tak daleko nie jest!

Paczka z Hiszpanii

To byl ciezki dzien. Wogole dni robia sie ciezkie... rutynowe pobudki o 6, po meczacych nocach w hostelach. Niby ludzie kulturalni, wszyscy grzecznie ida spac ok. 22, ale a to w nocy ktos na siusiu, w pokojach duszno i zapach voltarenu w okolo, lozka pietrowe skrzypia i chwieja sie tak ze osoba na gorze dokladnie wie kiedy ta spiaca na dole przekrecila sie na drugi bok.

Niby najlepiej idzie sie rano. Tylko trzeba rozruszac zastale miesnie i stawy i razno maszerowac w chlodzie poranka. A to nie jest latwe.

Dzis podjelismy meska decyzje ktora moze byc kluczowa dla powodzenia wyprawy. Poszlismy na poczte i wyslalismy do Mamusi 3.5kg (prawie) zbednych nam rzeczy. Buty, zapasowe spodnie i ciuchy. (jak/jesli dojdzie sugerujemy otwierac na dworze i natychmiast uprac:-) ).

I od razu zrobilo sie jakos lzej na sercu i morale wzroslo. Ale ze wyprawa na poczte zajela nam godzine, to musielismy odrobic swoje w skwarze.

A upal w srodku dnia daje sie juz mocno we znaki. Ewidentnie idziemy na zachod, bo opalona/opazona mamy glownie lewa strone twarzy,szyji i rak.

Michal dzielnie wyrwal w tym upale do przodu celem znalezienia noclegu. Ja kustykalam sobie tak powoli, ze w ktoryms momencie wyprzedzila mnie pomarszczona staruszka z kapeluszem pelnym ziol i kwiatkow... brak slow.
Niby nic mi nie jest, zadnych otarc, odciskow czy innych. A mimo to
nogi bola jak cholera i kazdy krok to male zwyciestwo.

 Dzis przeszlismy 30 GOT (26,5km+350m podejscia), z Ventosy do Cirueny.

W dniu imienin

Dzis imieniny Filipa. Z tej okazji pozwole sobie zamiescic krotki wierszyk autorstwa mojej cioci:

Filipku nasz Kochany,
Ty juz się tam bawisz  w niebie z aniołkami.
One w rączki klaskają i nóżkami tupają,
Bo wszyscy bardzo takiego Synka kochają.