poniedziałek, 20 maja 2013

20 gram smutku

Pranie sie kreci wiec napisze o dzisiejszym dnu.( Swoja droga czy
myslicie ze szampon p. lupierzowy da rade zamiast proszku do prania?)

Nawet jesli zaczynala nas meczyc monotonia naszej pielgrzymki, to
dzisiejszy dzien absolutnie nas orzezwil.

Cruz de Ferro - jeden z bardziej charakterystycznych a jednoczesnie
najwyzszy punkt na trasie Camino -1505m npm. Stoi tu 7metrowy skromny
krzyz wokol ktorego pielgrzymi od setek lat skladaja symboliczne
kamienie.

Po angielsku nazywaja sie one sorrow stone- co oznacza kamien zalu,
smutku, grzechu. Czasem sa to kamienie-intencje przekazane pielgrzymom
przez ich przyjaciol z prosba o modlitwe. Czasem obrazki, flagi,
wstazki symbolizujace indywidualny dla kazdego cel Camino. Jak
symboliczne by te kamyki nie byly, dzwigane w plecaku przez pare
tygodni nabieraja calkiem wymiernej wagi.

My dolozylismy do tej kupki maly niebieski kamyczek. Jeden z zestawu,
ktory swego czasu sluzyl nam do wielu radosnych zabaw i cwiczen z
pewnym wyjatkowym mlodym czlowiekiem.


Tak wogole, to nasz synio musi miec tam u gory niezle chody. Bo
zalatwil nam wymarzona na ten odcinek pogode. Pamietacie opisywany
wczoraj snieg? Dzis upal byl wprawdzie umiarkowany, ale nie dosc ze
Hiszpanie wylaczyli okoliczne elektrownie wiatrowe i wiekszosc chmur,
to wlaczyli tez slonce!

Nie wiem czy zalaczone fotki godnie oddadza rzeczywistosc, ale widoki
(i tu pozwole sobie na cytat z jednego z trampowych klasykow) poprostu
urywaly dupe!

Nie bylabym godna zona mojego meza nie podajac na koniec garsci
statystyk. Przeszlismy dzis z Rabanal (1100m) przez Cruz de Ferro
(1505), konczac w Molinaseca na 600 metrach npm. W sumie 26,5km/ 32,5
GOT.


p.s. w miedzyczasie okazalo sie ze szampon dal rade. Za to upralismy
sobie dodatkowo chusteczke higieniczna...

Fin del Camino

Spokojnie, jeszcze nie konczymy. Ot, umilajac sobie czekanie w kolejce
do prania, podziele sie pewna refleksja.

Nie wiem czy kojarzycie film o Camino, ktory jakies dwa lata temu
otarl sie o polskie kina. Angielski tytul to "the Way" , polski
bodajze "Droga do Santiago".( Tak wogole to temu filmowi i kiazce
P.Cohelo "Pielgrzym" przypisuje sie lawinowy w ostatnich latach wzrost
liczby ludzi z calego swiata chcacych przejsc Camino.)

Ale wracajac do tematu. Film zaczyna sie gdy syn glownego bohatera
ginie ledwo zaczawszy swoja pielgrzymke. Przyznam, ze gdy ogladalismy
film to ten fragment wydawal sie ronie wyssany z palca jak inne
"dramatyczne" momenty akcji typu utopienie plecaka w rzece czy nocleg
pod golym niebem.

Ale jak pokazala rzeczywistosc, ten akurat kawalek filmu jest calkiem
realistyczny. Niemal co drugi dzien mijamy stojace przy drodze krzye
upamietniajace pielgrzymow z calego swiata, dla ktorych dany akurat
odcinek okazal sie koncem Camino.

Powodow mozna sie tylko domyslac: zla pogoda, problemy zdrowotne,
wypadki drogowe... Do wpisu zainspirowal mnie pomnik przedstawiajacy
rower owiniety wokol pielgrzymiej laski, stojacy przy stromym
zjezdzie...
Fin del Camino nie koniecznie oznacza Santiago di Compostella.

p.s. jak juz ogarniemy pranie to spodziewajcie sie relacji z
dzisiejszego, wyjatkowego dnia.