piątek, 31 maja 2013

Madryt na deser

Juz jedna noga w domu, ale udalo nam sie jeszcze zahaczyc o Madryt. Calkiem duzy szok kulturowy - swiatowa metropolia po Santiago, o ciszy Camino i wyludnionych wiosek jakie mijalismy przez ostatnie 5 tygodni nie wspominajac...
Zgodnie z haslem "nie spac, zwiedzac" obeszlismy wszystkie sztandarowe punkty turystyczne Madrytu - Plaza del Sol, palac krolewski, Gran Via oraz slynne muzeum Prado - ktore jak na pazdziochow przystalo, zwiedzilismy dopiero po 18:00 - za darmo. Goya, Velasquez, el Greco, Tycjan... korowod pieknych i znanych obrazow, ze az nie szlo tego wszystkiego przyswoic. A mnie i tak najbardziej rzucila sie w oczy rodzina z chlopcem ewidentnie ze spektrum autyzmu, ktora z duza determinacja i profesjonalizmem probowala pogodzic potrzeby kulturalne rodzicow z tym co w takim miejscu mogl wytrzymac maly autysta. Bylam pelna podziwu.

Madryt to tez sklepy i ulice pelne swiatowej mody, tej przez duze M i tej przez male n... jak nieporozumienie :) A u mnie w plecaku od miesiaca 2 zestawy tych samych ubran - zestaw brudny i czysty...
Piatek po poludniu, wiec tlumy turystow, lokalsow w kazdym wieku i dowolnej orientacji seksualnej... w koncu znurzeni zwiedzaniem i tlumem ucieklismy do hostelu - a tu na deser czekal nas darmowy kurs i degustacja Mojito. Mysle, ze mamusi mieta sie w tym sezonie w ogrodku nie bedzie marnowac :)
No i to juz chyba na tyle naszych hiszpanskich przygod. Jutro z samego rana znow na lotnisko, przy okazji miedzyladowania w Paryzu ma na nas czekac jeszcze domowy sernik i francuskie wino (przemycone w butelce po soku) przygotowane przez zaprzyjazniony bialoruski komitet powitalny. A potem juz tylko szybka przesiadka we Frankfurcie i ladujemy w domu.